Zajęcia lituanistyki na VU dla obcokrajowców (przecież czujemy się już prawie Litwinami, a nadal nas tak nazywają) mogą odbywać się w tak zwanej szopie lub w budynku - nazwijmy to pobieżnie - bałtystyki. Tam też na drugim piętrze możemy zobaczyć, jaka jest różnica pomiędzy filologami, a resztą świata.
Otóż z tego, co możemy wypatrzeć na malowidłach ściennych wynika jasno, że filolodzy, zamieszkujący zresztą niebo, spoglądają z żałością na innych, którzy albo trudzą się pracą na tym doczesnym świecie, albo siedzą w piekle i nic już nie zdziałają (jednak trzeba przyznać, że bawią się tam z koleżankami nieźle). Dobrze wiedzieć, że za dwa lata będziemy tymi pierwszymi.
Właśnie w takim otoczeniu swoich przyszłych niebieskich kolegów i potępionej reszty świata czekaliśmy na lektorkę łotewskiego, żeby uprzejmie zapytać o możliwość uczestniczenia w zajęciach. Oczywiście udało się, a przy okazji od kierownika katedry bałtystyki dostaliśmy książkę o narodach bałtyckich (miło). Łotewski nauczany po litewsku, trzeba powiedzieć, to coś wspaniałego - właściwie uczymy się dwóch języków naraz. Niezła zabawa. Poza tym grupa składa się z samych kobiet...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz